Krzesło wszelkiego zła

|
Dehumanizuję się. 
Przestaję myśleć jak człowiek. Zaczynam powoli, niekonkretnie, ociężale - niechętnie. Bo myślenie powoduje dochodzenie do wniosku, a ono z kolei tworzy poczucie odpowiedzialności za podjęte decyzje. A jeśli przecież coś się postanowi błędnie, można dostać po głowie. Nie lubię guzów, mam ich już dosyć. Guzy mózgu, złośliwe guzy serca, brzucha i kolan, Dość. 
Przemoc jest zła, przeraża mnie.
Poszedłbym na koncert organów. Scena, kameralna w jakimś śmierdzącym klubie, pełnym pijanych ignorantów, nienawidzących sztuki. Na tej brudnej scenie koncert organów. Żołądek na perkusji, na gitarach serce i trzustka, kontrabas opanowany przez płuco lewe i dwunastnica grająca na saksofonie. Może wątroba jeszcze na fortepianie napieprzać. Koncert iście zacny. Jakiś jazz łamany folkiem. Po koncercie wszyscy wychodzą zniesmaczeni, a panna w żółtym kapeluszu rzuca przez ramię ostatnie spojrzenie w stronę klubu. Na te odrapane drzwi w kolorze akwamaryny i martwy od lat neon "MOSZNA". Koncert organiczny w mosznie. Total

Chory jestem - nie mam mózgu. Zaatakowany przez potwory z kosmosu, gnieżdżące się w mojej głowie, żywiące się resztkami szarej masy, rosnące w siłę chujostwa, panosząc się coraz bardziej. To nie ja patrzę. To nie ja otwieram usta, nie ja obracam głowę. Nie ja mówię.
I nie ja piszę.

Leci mi nosem. Woda z rozpuszczonym przezeń mózgiem spływa mi aż na brodę, brudzi koszulę, zasmradza. Syfilis.
Jestem trochę bardziej wrażliwy na bodźce. Albo ogłupiały, czyli wręcz odwrotnie. Reaguję na to, co nie istnieje, śmieję się z nieopowiedzianych dowcipów, mówię do ludzi siedzących w innym pomieszczeniu. W nocy razi mnie słońce, a za dnia używam latarki. Konsternacja. Konfundus.

A na zgliszczach i ruinie naszych metropolii wyrosną tętniące życiem dżungle, pełne ptactwa, które wydziobie nam oczy, złoży jaja w oczodołach i będzie zdobywać planetę Ziemię.

Nie mogę oddychać, duszę się. Nie mam nosa. Z gorączki i braku tlenu majaczę. Pogłębia się moje widzenie czwartego wymiaru. Paranormalnie, nie teoretycznie, jak w geometrii fizycznej, a realnie, jak w sklepie z zabawkami. Trawa ma smak, niebo ma masę, woda pachnie. Wszystko jest inne. Piękniejsze, choć trudniejsze w odbiorze.

Architektura staje się ciekawa, a tęsknota jeszcze bardziej dotkliwa.
Magia spotkań, powrotów, miłości

EMPATIA W CHOROBIE.