abogungwyl

|
Przemęczenie sięga zenitu i nawet malująca się na horyzoncie fatamorgana kilkudniowego wypoczynku nie tworzy wcale pozytywnej aury. Tak czasem myślę, myślę i w sumie wychodzi na to, że nie piszę dla siebie. Przynajmniej nie zawsze. Czasem piszę na pokaz, żeby ktoś to czytał i podziwiał moje słowotoki myślowe, patrzał na moje literufki i bł ędy ortograficzne.Czasem piszę, bo się tego ode mnie wymaga. Ale to dobrze. Tylko fakt, brakuje tej lufy przy skroni, która nauczyłaby mnie pokornej regularności w działaniu, żebym pisał więcej i częściej i dłużej. I po pewnym czasie - naturalnie, że tak - lepiej. Bo o to mi chodzi - doskonalenie warsztatu, nadrobienie kilku lat zaległości; żeby nie zapomnieć, jak się pisze. Bo czasem myślę, że już tego nie umiem. I nie wiem nawet, czy 3/4 strony tekstu nie zawierającego dialogów i żadnej głębokiej akcji napisane w jakieś 30 minut to wynik, z którego powinienem być dumny. Mimo to jestem. Napisałem. Mam jakiś koncept.
Najgorsze, że mam kilka pomysłów. Na kilka rzeczy. A to, jak mówiłem nie pozwala się skupić. Zapisać wszystkie, schować głęboko i zapomnieć, takie chyba będzie dobre wyjście z sytuacji tej. 
Zanim zbiorę się na paranoję i psychodelę sprzed roku, minie chwila. Piszę, żeby pisać.
Żeby wszyscy wiedzieli, że chcę to robić dalej.
"Będę."
O szatanach za kilka dni. Po łikendzie. Całkiem na poważnie, bo czasem trzeba. A teraz na pocieszenie, obrazek.