The Body of the Serpent

|
Siedzę i snuję swoje beznamiętne myśli, pozwalam im się panoszyć w tym smrodzie, improwizuję, udając mądrość i tylko szukam czegoś, na czym można się skupić.
To wcale nie jest tak, że staram się coś robić na siłę, że mi nie zależy. Ja po prostu nie jestem zorientowany w sytuacji i nie wiem do końca w czym rzecz, dlatego moje działania nie przynoszą żadnych efektów. Czasami coś robię. Ale głównie tylko tkwię w bezruchu, mając nadzieję, że moje myśli są na tyle ciche, że nikt ich nie usłyszy i pozostanę niezauważony - może wtedy nikomu nie przyjdzie do głowy, że powinienem się czymś zająć. Przemiana w słup soli - poza oczywistym dyskomfortem bycia słonym - mogłaby przynieść coś względnie przyjemnego. Tak czasem myślę, że nic nie robienie jest złe, ale to tylko te krótkie chwile, kiedy dokoła panuje chaos, nic nie znajduje się w swoim pierwotnym, właściwym wymiarze - TU I TERAZ jest jedynym wyjściem z sytuacji - a ja powinienem ogarnąć nie tyle siebie, bo na to jest zdecydowanie za późno, ale urządzić przytulny pokoik: z kolorowymi zasłonkami w oknach, cukierkowym dywanem i porcelanową zastawą dla angielskich, małych dziewczynek, żeby można było zorganizować swój czas, zmarnować go w jakiś sposób, który tylko mi wydawałby się nie na miejscu. Żeby komuś nie przyszło na myśl, że jest brudno.
Zawsze w zmęczeniu, kiedy siedzę i zamykam oczy - kręci mi się w głowie. Mój organizm na krótki moment zasypia, tak mi się zdaje, wyłącza wszelkie funkcje nie tylko życiowe, ale i nieżyciowe, przestaje istnieć, powoduje, że znikam. Zapadam się w nieistniejący wymiar pomiędzy naszym światem a tą drugą stroną, czy jak tam to się nazywa. A tam nie ma na czym siedzieć, na czym stać, nie istnieją tam żadne ściany, o które można się oprzeć. Dlatego kręci mi się w głowie - bo po prostu spadam. Przez ułamek sekundy przemierzam kwadryliony lat świetlnych, dlatego czuję się lekki. Ten wymiar, skoro nie istnieje - wypluwa mnie z powrotem tutaj, na te schody, na ten dworzec. Dlatego nagle przestaje mi się kręcić w głowie, bo już mam na czym siedzieć. I pojawiają się zegary, plakaty, ogłoszenia i stare, zdrapane albo wyblakłe, nic nie znaczące bohomazy na ścianach. I to wszystko jest takie RZECZYWISTE i mnie męczy, bo waży, bo pachnie, bo można tego dotknąć i się o to oprzeć.

Starczy.